Przejdź do treści

Mororzyk i Marzanna – mitologia Słowian

„Kiedy Kłokis kradł Słońce, wśród Łukomorzan wiele już było różnych rodów, a ich sioła licznie się rozrosły po puszczach i całej nadmorskiej krainie. Każdy ród posiadał własnego naczelnika, a wszyscy oni podlegali kniaziowi, który sprawował władzę i kierował sprawami wiary. W tych czasach bogowie, boginki, bogunowie a także zdusze i wszelkie niebiańskie stwory – skrzyste zwierzęta, skrzyste zrósty czy inogi, żyły w bliskich stosunkach z ziemianami (ludźmi, inogami, zwierzyną i roślinami) i nikt się temu nie dziwił. Często dochodziło do przyjaźni welańskich istot z ziemskimi i różnorakich związków miłosnych oraz rodzinnych.

Liczba ludzi co pochodzili ze związków z Welanami, albo ich inożnym ziemskim potomstwem, do ludzi co się zrodzili wyłącznie z ludzi, miała się jak jeden do dwu. Toteż nikogo nie zaskakiwał odmienny wygląd istot, ich różnorakie cechy, rozmiary i zachowania.

Wielkim szacunkiem darzono wsze byty świata i czczono każdy przejaw istności wiedząc, że najdrobniejszy kamyk, pyłek kurzu, owad, źdźbło trawy, korzonek, ziarnko, grudka kopalna, drobinka światła czy cząstka wody ma boskie pochodzenie. Plemiona i rody miały własne zwyczaje, stroje i obrzędy domowe. Nikt się do spraw nie swoich nie wtrącał, nikt rodom niczego przemocą nie narzucał. Plemiona, gdy nie było w nich zgody, dzieliły się i rozchodziły.

Panował zaś jeden język zrozumiały dla wszystkich. Wszyscy rozmawiali tedy ze wszystkimi, wymieniali się przedmiotami wytworzonymi własną ręką na te co ich potrzebowali, a nie umieli wykonać. Tak było na wszym ziemskim padole aż do Wojny o Taje. Wtedy dopiero bogowie splątali ludzkie ścieżki i języki, czyniąc jako rzekł Bożebóg w gniewie: „Jak wilki obszczekiwać się będziecie i gryźć wzajem, a też chadzać będziecie osobnemi ścieżki, jako dzikie knury chadzają”.



KolovratPóki co bogowie wciąż zsyłali potomkom Zerywanów nowe, a liczne dary.  Ci nieraz już jednak dawali poznać swoją pychę, nieraz też złe cechy brały w nich górę nad dobrymi. Po czasach Jisty i Telawela-Światłopełka oraz dawnych królów przyszedł czas, że nad wielkim plemieniem z Łukomorza, zwanym Łukomorzanami-Morzykami przewodził Mororzyk – Mrozek.

Mororzyk był synem czelticy Rzeki (córki Ługa i Oblęży) i jak powiadano, samego Mora. Ponoć właśnie Mor uczynił Rzekę władczynią wszystkich płynących średnich wód północy i sprawił, że te nie zamarzały. Trochę to dziwne, bo Mor rzekami nie włada, ni morzem. Jednak nie jest to wykluczone, bo na siewierzy wielka jest waga jego dziełania dla wszystkiego co żywe i dla wód takoż. Niektórzy nazwę morza od Mora wywodzą.

Są też głosy, że Oblęża nie była brzeginią, a samą wcieloną w postać krasnej dziewki czy brzegini, albo ziemlanocki, boginią Obiłą. Według wielu kątyn wschodu dla zapewnienia Łukomorzanom powodzenia i dobrych związków z morzem oddała się Oblęża-Obiła potajemnie Wodo Bełtowi i z tego związku zrodziła się czetlica-czeltica Rzeka, a może nawet i wszystkie czeltice ziemskie. Prawdą jest, że Rzeka była jedynym inożnym potomstwem Ługa i Oblęży. Jej rybi ogon sprawiał, że lepiej się czuła w wodzie niż na lądzie, a zimy spędzała na morzu, lub u ujścia rzek do morza.

Inni znów powiadają, że Rzeka była córką nie Ługa i nie Wodo-Bełta, lecz Mora i Oblęży, a Mororzyk był tylko jego wnukiem, z lędźwi kniazia Moryka i z ciała Rzeki poczętym.

Prawią też, zwłaszcza wszystkie zarzycki, rzekaczki i zaklinacze kątyn Wodo i Wądy, że to od tej czetlicy Rzeki, średnie wody – te które miały własną mowę i rzekały ludziom, wzięły nazwę rzeki – czyli wody rzekającej. Inne zaś, te co bezgłośnie a wolno swe szerokie tonie toczą, zwie się dunajami.

Jedno jest pewne, że Mororzyk był synem lub wnukiem Mora i synem Rzeki. Urodził się z białymi włosami, białym wąsem i białą brodą. Od samego początku porośnięty był też siwą szczeciną na całym ciele, niczym dziki knur.

Marzanna nigdy nie miała wątpliwości skąd się Mororzyk wziął na świecie, jako że nie cierpiała ani Rzeki, ani jej syna.


Morena-1


Marzanna Królowa Śniegu


Mororzyk od samego początku czuł się dobrze tylko zimą, kiedy błoto już było skute w grudę. Gdy spadały wielkie śniegi, a jeziora zamierały pod lodem i białe góry wypływały na morze Mororzyk rósł w siłę i podejmował zarówno morskie jak i lądowe wyprawy. Przez resztę miesięcy zalegał we dworze ospały, jak mucha w mazi. Ciężko było wojom podołać z takim panem, a i jemu nie było lekko, jako że wiedział, iż więcej mógłby zdobyć, gdyby nie ta przypadłość. Miał więc Mororzyk jedno marzenie, chciał posiąść moc czynienia mrozu latem i chłodu przez cały rok. Chciał w środku lata móc się wyprawić ku Białym Górom Kauków.

Jedni powiadają, że do owej przygody Mororzyka doszło kiedy Kłokis ukradł Słońce, inni że było to w innym czasie, kiedy Swarożyc ze Słońcem ukrył się na dnie jeziora na trzy dni, czyli prawdopodobnie wtedy, kiedy Swara zabiła jego przyjaciela Złotysza. Są też tacy którzy prawią, że to było kiedy Swarożyce i Dagboga ukryli się w Zaświatach.

Kiedy tylko pociemniało i ochłódło Mororzyk od razu poczuł się lepiej i kazał wojom wyprawę ku górom sposobić. Sarkali wojowie, bo czas to był dziwny, niebo bure, weń ćma, a niepokój wśród ptactwa i zwierzyny w borze wielki, ale cóż było począć. Zebrali się szybko i ruszyli nie czyniąc nawet wielkich zapasów. Poszli przez bory, poszli przez bezdroża, a spieszyli się bardzo, morząc nieraz wierzchowce. I wszystko było dobrze, dokąd Swarożyc pozostawał w ukryciu. W trzy dni, które się niczym nie różniły od nocy dotarli do Gór Kauków, a szczęśliwe oblicze władcy wynagrodziło im wszystkie trudy. Namawiali Mororzyka, żeby zawrócić, skoro już góry zdobyte, ale jemu było mało, chciał więcej i więcej i jeszcze jeden szczyt i jeszcze jedna góra biała od śniegu i jeszcze jeden żleb, co się otwierał przed nimi.

Aż gdy się wreszcie zmęczył Mororzyk i chciał już wracać na niebie pokazało się Słońce. Przez pierwsze godziny, idąc w palących promieniach posuwali się dosyć szybko, ale Mororzyk czuł jak słabnie. W kolejne dni słońce paliło już tak mocno, że Mororzyk popadał ciągle w malignę  i kirsen, i nie potrafił drogi właściwej do powrotu im wskazać. Uwięźli w górach na dobre, zapasy im się skończyły, a wciąż jeszcze stąpali po gołych skałach, gdzie nawet trawa nie rosła. Wezwał Mororzyk na pomoc swego ojca. Przez cały dzień głośno o pomoc go prosił, a pomian niósł jego rzekanie przez góry na ich niebieskie szczyty i w niebo.

Usłyszał go Mor i chciał przyjść z pomocą, ale rzekła mu Marzanna:

– Mężu i Panie mój, Bracie mój i Władco nie trudź się i głowy sobie Mororzykiem nie zajmuj, ja mu z pomocą pójdę.

Zdziwił się Mor, bo Marzanna nigdy dotąd skłonności żadnych ku jego synowi nie okazywała, ale zgodził się i przykazał jej by wyposażyła Mororzyka w umiejętność mrożenia powietrza, wody, ziemi, ognia i pokarmu, tak żeby już nigdy nie groziło mu niebezpieczeństwo.

Poszła Marzanna w ziemskie Białe Góry Kauków i ukazała się Mororzykowi w kirśnie. Nie powiedziała mu wcale, że z polecenia ojca przychodzi i że ma mu dać tajemnicę jako przykazał, lecz rzekła, że da mu ów dar mrożenia i morzenia, ale tylko jeśli się do niej zgodzi na służbę, kiedy go o to poprosi. Mororzyk tak bardzo pragnął daru bogów, że zapomniał o ostrożności i zgodził się.

W jednej chwili ów dar posiadł i kiedy się przebudził zamroził od razu cały żleb w którym popasali. A działo się to tak jakby sam Mor-Moroz zstąpił z niebios. Słońce zaświeciło mocniej, jaskrawo i zaduł przejmujący zimny wicher północny, a ziemia i drzewa zaczęły trzaskać niczym skowane przez bogunów mrozków-trzasków. Poczuł się rześko Mororzyk, a umysł miał jasny. Orszak ruszył ponownie w drogę. Gdzie się zaś zatrzymali tam Mororzyk sił próbował i morzył, a to bór w środku lata, a to rzekę lodem, a to sarnę, którą upolowali przymroził by się nie psuło mięsiwo, a to wodę w źródle ochładzał.


Marzanna Starucha


Marzanna Starucha


Tak wielce go ten dar cieszył, że począł go bez umiaru używać. Kiedy wrócili do sioła chciał jak najszybciej swoje umiejętności pokazać oblubienicy, Morzyżenie, ale tak to nieopatrznie uczynił, że ją od razu w sopel lodu zamienił.

Wiele razy tego lata Mororzyk odbywał wyprawy i poznawał coraz żyźniejsze krainy. Trafił do Istów i z nimi do wielkiej przyjaźni przyszedł. Obiecywał sobie, że kolejnego roku przeprowadzi plemię w te miejsca mlekiem i miodem płynące, bliższe nowych przyjaciół. Jeno wojów wciąż ubywało w jego drużynie, umorzonych i odmrożonych po drodze.


mor-moroz-morozok_large


Mororzyk (Moroz)


W Kres pojął za żonę Lenę, wnuczkę Leny Zełginowej i ta zaraz okazała się brzemienna. Jej też niezwłocznie swój dar przekazał. Tak się cieszył z nabytych umiejętności, że musiał się z żoną tajami o nich podzielić. Nauczył ją dokładnie wszystkiego. Ale nie doczekał Mororzyk urodzin syna. Ledwo dziecię spłodził i zaczęła się jesień, jak nawiedziła go Marzanna.

Wielkie dziwy były w siole. Niespodzianie spadły śniegi i zjechała Królowa Śniegu w złotych saniach. Nic jeno przed bramą dworu Mororzykowego stała. Chciał nie chciał pożegnał się z ukochaną i wsiadł w sanie ciągnięte przez skrzyste jelenie. Tylko jedno jej przykazał, by syna nauczyła tego co wie i nie zaniedbała nowej przyjaźni z ludem istyjskim.

Powiadają wołchwowie, że na dalekiej siewierzy, tam gdzie kończy się ziemia, jest góra, którą zwą Siewiernym Czubem, a w tej górze jest Lodowy Zamyk, w którym Królowa Śniegu na ziemi przebywa. Tam to u Marzanny na służbie Mororzyk został. Niektórzy wołchwowie i kudawowie przekazują wieść, że to ta sama góra co ją zwą Kara, która sięga czubem Nieba.

Powiadają też, że długo jej nie służył, bo z każdym kto z Panią Zapomnienia i Starości, Królową Śniegu przebywa, tak jest, że traci pamięć i serce mu lodowacieje [29]. Kiedy Mororzyk zrozumiał, że ukochanej nie pamięta, a o Łukomorzanach z nienawiścią myśli, kiedy pojął, że stał się zimny i zły jak sama śmierć, sam się własnymi czarami w kawał lodu przemienił.

Lena urodziła z wiosną syna, któremu dano imię Dewut, jako że dziewięć jest czertą śmierci, a on był pogrobowcem. Słynnym stał się wojem i potomni zapamiętali go jako Wojdewuta. Wojdewut pomny nakazów matki ożenił się z istyjską księżniczką. Łukomorzanie i ich istyjscy potomkowie pilnie strzegli tajemnicy jak czynić lód latem i trzymać żywność zamrożoną by wciąż była świeża. Niejeden raz też sposobem czarownym skuwał Wojdewut morze by wraże łodzie zatrzymać, albo przejść po nim na którąś wyspę, jak po stałym lądzie.

4.5/5 (2 głosów)

Odwiedź stronę autora i pamiętaj by wspierać dobre treści!

W przypadku naruszenia praw autorskich lub licencyjnych prosimy o kontakt

>

Pobierz Deklarację Suwerena II RP

Otrzymasz ją też na swój email


Nie lubimy spamu, zapisując się dołączysz do newslettera i będziemy wysyłać Ci wiadomości zgodnie z polityką prywatności

Pobierz Deklarację Suwerena

Otrzymasz ją też na swój email


Nie lubimy spamu, zapisując się dołączysz do newslettera i będziemy wysyłać Ci wiadomości zgodnie z polityką prywatności

Jeśli chcesz być na bieżąco z tym co robimy...


Nie lubimy spamu, zapisując się dołączysz do newslettera i będziemy wysyłać Ci wiadomości zgodnie z polityką prywatności