Przejdź do treści

Brat Kruka – Indianie Hopi

Jakieś dwadzieścia lat temu przeczytałem wywiad z „Bratem Kruka” szamanem Hopi. Mówił on, że my Polacy i Indianie jesteśmy braćmi i spotkał nas taki sam los, przybyli najeźdźcy zniszczyli, naszą kulturę, religię, społeczeństwo doprowadzając nas nad krawędź zagłady. Nadchodzą czasy zmiany i przeżyją z nas tylko Ci, którzy powrócą do naszych korzeni duchowych i pozostaną im wierni.

Wzruszyła i ucieszyła mnie przepowiednia Brata Kruka, Indianie zawsze byli mi bardzo bliscy – to, że nazwał nas braćmi było dla mnie bardzo radosne bo dla mnie Indianie zawsze byli braćmi serca, choć do tej pory nie patrzyłem na nas jako na tych których spotkał ten sam los. Słowa Brata Kruka uświadomiły mi, że faktycznie spotkał nas ten sam los. Przybyli najeźdźcy, zniszczyli naszą cywilizację, całą kulturę i duchowość, zapomnieliśmy wszystkie pieśni i całą mądrość przodków, nawet imiona naszych Bogów. Ponieważ kochałem Słowiańszczyznę i zawsze uważałem się za Słowianina próbując zgłębiać naszą historię i duchowość bardzo się ucieszyłem ze słów Brata Kruka, że moja miłość do rdzennej Słowiańskiej duchowości i marzenia o jej odrodzeniu jest czymś co ma głęboki sens a nawet swój kosmiczny wymiar. Wiele rozmawialiśmy z przyjaciółmi zafascynowanymi duchowością naszych przodków o słowach Brata Kruka, tylko wówczas nie bardzo rozumieliśmy co oznacza powrót do naszych duchowych korzeni.


Drzewo Życia


Oczywiście przebieranie się w dawne stroje i radosne biesiadowanie przy ogniskach na chwałę Bogów to miła rzecz, podobnie jak i zgłębianie i propagowanie naszej historii, ale nie ma to wiele wspólnego z autentyczną duchowością nie mówiąc już o jej odrodzeniu. Indianie mają swoje pieśni, obrzędy, szamanów i ich duchowość mimo wieków niszczenia ciągle istnieje natomiast u nas nie zostało nic. Brat Kruk powiedział, że my tak jak nasi bracia mamy ją w sercu a więc tam musimy jej szukać a nie w starych zapiskach czy gdzieś na zewnątrz. Oczywiście miałem miłość i szacunek do naszych przodków, ale jak miałem odkryć duchowość, gdzie ona była? Miałem miłość do tej ziemi, szacunek i miłość dla przyrody, dla moich rodaków i tradycji, ale duchowość?

Z czasem zacząłem rozumieć, że duchowość to nie biesiadowanie przy ognisku, wznoszenie toastów ku czci Bogów, odtwarzanie ceremonii czy stare stroje, ale te stare sposoby postępowanie, otwarta gościnność i szacunek dla gości, unikanie fałszu i kłamstwa, wrodzona dobroć i otwartość jak i wiele innych rzeczy, które wiemy, że są dobre nasze, Słowiańskie. To podążanie za tym co mamy w sercu mimo iż jest sprzeczne z wpajaną nam cywilizacją zachodnią, która wmawia nam, że gość to kłopot, koszty, zagrożenie a nie radość, że przywiązanie do dóbr materialnych i ich pomnażanie to sens życia, rozsądek i zapobiegliwość a korzystanie z nich by sprawić radość innym, pomagać im to nierozsądna głupota. Religia to głupota, poszukiwania duchowe to głupota liczy się tylko kasa i egoizm a inni to nasi wrogowie z którymi powinniśmy walczyć i wykorzystywać ich bo takie jest życie, uczucia i prawość to przeżytek, dla których nie ma miejsca w nowej wspaniałej pragmatycznej cywilizacji.

Te właśnie cechy zaczęły gwałtownie być promowane, wpajane od dziecka przez ostatnie dwadzieścia lat będące sposobem myślenia najeźdźców i zaczęły całkowicie dominować i wypierać nasz Słowiański sposób myślenia, naszą autentyczną duchowość. Zrozumiałem, że Brat Kruk o tym właśnie mówił, kiedy mówił o naszej rdzennej duchowości niszczonej przez najeźdźców i że jeśli mamy przetrwać musimy pozostać wierni naszej duchowości, która czyni z nas Słowian inaczej zmieniamy się w najeźdźców i każdy z nas sam musi dokonać tego wyboru. Natomiast to czy będziemy przebierali się w jakieś stare szaty i odtwarzać jakieś obrzędy nie ma znaczenia. To czy pozostaniemy Słowianami czy ich wrogami zależy od sposobu myślenia i postępowania a to czy przywołujemy imiona dawnych Bogów, czy narzuconych nam jak i nasze deklaracje są bez znaczenia.

Drugim aspektem rzeczywistej duchowości różniącej nas od najeźdźców są nasze wewnętrzne doświadczenia i umiejętność podążania za nimi co możemy sobie uświadomić ucząc się od naszych braci Indian. Nie chodzi tu tylko o miłość do przyrody, ale o autentyczne doświadczenie duchowe, odczucie, sen i wizję. Najeźdźcy wpajają nam sposób myślenia, że jeśli ktoś mówi, że rozmawia z Bogami czy duchami jest szaleńcem, ktoś kto przywiązuje wagę do snów jest głupcem a rzekomom prawdziwą duchowością jest to co ktoś gdzieś zapisał w jakiś księgach. Uczą nas nieufności do wszelkich rzeczywistych duchowych doświadczeń mówiąc, że to abberracje psychiczne, zaburzenia myślenia i prymitywna duchowość prymitywnych ludów i prymitywnych osobowości, którym absolutnie nie wolno w żadnej mierze ufać – mamy ufać tylko zatwierdzonym „duchowym” przywódcą, ekspertom a już na pewno nie sobie, ani jakiemuś „wariatowi” co ma halucynacje.

Wpoili nam to tak głęboko, że o ile możemy jeszcze zaakceptować i jakoś tolerować gościnność, chęć pomocy innym, miłość do przyrody i innych jako nieszkodliwe dziwactwa i naiwność o tyle duchowe doświadczenia muszą być odrzucane i tępione na pniu. To bardzo głębokie uwarunkowanie odcinające nas od korzeni zapewniające, ze nasza duchowość się nie odrodzi.

Pamiętam kiedy pierwszy raz przyszedł do mnie przyjaciel i powiedział mi, że Dawni Bogowie mówią do niego w snach przekazując mu dawną wiedzę. Oczywiście pierwszą reakcją była zaprogramowana przez najeźdźców nieufność. Gdyby to nie był mój przyjaciel pewnie bym go wyśmiał, a tak nie chciałem robić mu przykrości. Wcześniej znałem różnych jasnowidzów czy szamanów i kiedy któryś z nich tak mówił oczywiście słuchałem z zapartym tchem, ale znajomy, który nie był kimś takim – niemożliwe.

Z grzeczności wysłuchałem jego opowieści, mówiąc kurtuazyjnie: „ciekawe” i zmieniłem temat. Oczywiście byłem świadom, że on w to wierzy, ale w duchu myślałem: „każdy ma jakieś jazdy, przejdzie mu”. Tak nauczyli myśleć nas najeźdźcy.

Zagłębiając się w naszą duchowość zmieniłem podejście i dziś ktokolwiek mówi mi, że miał jakiś sen, wizję czy odczucie słucham go bardzo uważnie nie wątpiąc w autentyczność doświadczenia. Szanuję jak nasi przodkowie czy nasi bracia Indianie każde autentyczne duchowe doświadczenie.

Pozostaje tylko kwestia zrozumienia tego doświadczenia i ocenienie na ile ma ono dla nas jakąś wartość. Kiedy ktoś dzieli się z nami takim doświadczeniem jest to zawsze święty dar, który traktujemy z najwyższym szacunkiem i powinniśmy go docenić jednak nie oznacza to wcale, że potrafimy go zrozumieć i wyda on w nas jakiś owoc. Czasami jest to coś niezwykle cennego co wzbogaci naszą duchowość wydając wspaniałe owoce, czasami pomoże nam coś zrozumieć a czasami nie. Czasami ma to znaczenie tylko dla tego, kto otrzymał ów dar a czasami ma to znaczenie uniwersalne, chociaż zdarza się również iż nawet sam doświadczający takiego duchowego daru nie potrafi go właściwie zrozumieć, albo zrozumie to dopiero po latach.

Jednak aby te duchowe dary mogły wydać owoc zawsze tak jak nasi przodkowie musimy do nich podchodzić z szacunkiem, rozumiejąc, że są one święte. Bez tego nie może zaistnieć autentyczna duchowość ani powrót do naszych korzeni, dopóki tego nie zaakceptujemy, nie otworzymy się na to i nie nauczymy się tego szanować nie ma w nas duchowości Słowiańskiej tylko myślimy tak jak wpoili nam najeźdźcy. Oczywiście nie każdy sen jest świętym darem, ale są one częstsze niż nam się wydaje i jeśli się otworzymy na naszą autentyczną duchowość z czasem nauczymy się je rozróżniać i rozumieć.

Dziś jest wielu ludzi, mówiących, że są Słowianami, propagujących w różnej formie naszą tradycję i to bardzo dobrze. Jednak mimo to jest jeszcze mało ludzi, którzy rozwijają Słowiańską otwartość, szczerość, gościnność, miłość przyrody i tylko nieliczni, którzy otwierają się na autentyczną duchowość, wewnętrzne doświadczenie, tę świętą przestrzeń w nas samych w której przemawiają Bogowie, na wielkie sny prowadzące nas ścieżką przodków, a praktycznie nie ma tych, którzy dzielili by się tymi darami dla dobra ogółu bardziej angażując się w Słowiańską duchowość. Mentalne zniewolenie przez najeźdźców jest ciągle zbyt silne i dopóki się z niego nie uwolnimy nie może być mowy o autentycznym odrodzeniu Słowiańskiej duchowości, jakbyśmy się nie ubierali i co nie deklarowali. Wbrew wszystkiemu myślę, że jest nadzieja abyśmy wrócili do naszej rdzennej duchowości co zilustruję kilkoma opowieściami.

Przed laty znajomy zabrał mnie w pewne miejsce w górach. Gdy tam dotarliśmy usiedliśmy na łące i znajomy zapytał mnie jak czuję to miejsce. Czułem się tam wspaniale, zrelaksowany, otwarty więc powiedziałem, że jest to bardzo dobre miejsce o czystej energii. Znajomy powiedział, że to prawda jest to teraz czyste bardzo pozytywne miejsce, ale jeszcze niedawno było ono koszmarne a wśród okolicznej ludności, krążyły o nim mroczne opowieści i legendy. Kiedy był tu kilka lat wcześniej było to faktycznie koszmarne miejsce i na pewno nie został by tu na noc. Jednak kiedy niedawno znów wędrował przez okolicę odkrył, ze to miejsce zmieniło się nie do poznania więc zaintrygowany tym pozostał tu na noc i medytując odkrył, że pojawiła się tu jakaś Bogini, która uspokoiła wszystkie negatywne siły w okolicy i sprawiła, ze to miejsce stało się czyste i przejrzyste. Kiedy mówiło o Bogini poczułem jakiś dziwny przyjemny przepływ energii nad moją głową. Powiedziałem, że coś dziwnego się dzieje. Znajomy zaczął się mi przyglądać i kiedy to wrażenie minęło powiedział, że ta Bogini właśnie się pojawiła i oczyściła jakieś zanieczyszczenia w mojej aurze po czym odeszła. Powiedział mi również iż zauważył, że w ostatnich latach zaktywizowało się wiele miejsc pozytywnej energii z niewiadomego powodu.

Innym razem z tym samym znajomym i jego dziewczyną nocowaliśmy w świętym miejscu na odludziu. Zawsze kiedy tam spałem miałem wyjątkowo przejrzyste senne doświadczenia duchowe. Tym razem dziewczyna opowiedziała niezwykły sen. Śniła o dwóch świetlistych istotach – był to cudowny niezwykle wyrazisty sen. Te istoty powiedziały jej aby pod jaworem rosnącym nieopodal ofiarować im światło a wyniknie z tego coś dobrego.

Rano dziewczyna zapaliła tam świeczkę a my medytowaliśmy nieopodal. Kiedy świeczka zaczęła płonąć pojawiło się dużo pozytywnej energii, która zaczęła narastać i rozszerzać się oczyszczając okolicę. Od tamtego czasu jeśli zdarzało mi się być w tym miejscu ofiarowywałem tam świeczkę i to zjawisko powtarzało się raz za razem.



Kilka lat później inny znajomy opowiedział mi sen w którym Bogowie powiedzieli mu, że nadszedł czas aby oczyszczać świętą ziemię, budować pozytywną energię gdzie tylko się da. Pod wpływem tego snu ów znajomy gdzie tylko mógł wykonywał ceremonię oczyszczania miejsc jakiej nauczył się w tym śnie i zachęcał mnie abym również to robił. Niestety ta jego ceremonia nie była dla mnie zrozumiała więc nie potrafiłem się jej nauczyć, ale jakiś czas później śniłem sen w którym oczyszczałem jakieś miejsce i od tego czasu umiałem już wykonać to oczyszczenie miejsca. Później nauczyłem się jeszcze kilku mniej lub bardziej skomplikowanych metod i od tego czasu kiedy przybywam do jakiegoś miejsca i jest takla możliwość zawsze wykonuję takie duchowe oczyszczenie danego miejsca.

Od tamtego czasu, zawsze czułem, ze oczyszczanie miejsc w których się przebywa jest czymś bardzo pozytywnym, podobnie jak i składanie ofiar duchom opiekuńczym pozytywnych miejsc choć nie rozumiałem głębszego sensu tych działań dopóki nie przeczytałem wizji Wowoki, którego tak niesłusznie obsmarowuje się w literaturze.

Wowoka był wielkim szamanem, który miał wizję odrodzenia Indian, powrotu do czystego duchowego świata w czasie kiedy Indianie ostatecznie byli eksterminowani przez najeźdźców. Jego wizja miała miejsce w latach 80 XIX stulecia kiedy los Indian był już przesądzony. Miał wizję powrotu Indian do swoich korzeni, wiodących szczęśliwe uduchowione życie. Otrzymał w swej wizji pieśni i kroki świętego tańca których powinien nauczyć Indian aby aby mogli się odrodzić i przekazać im, że powinni odrzucić wszystkie dobra materialne białego człowieka i w każdej sytuacji wykazywać pokojowe nastawienie a wtedy, dzięki mocy świętego tańca, modlitw i pieśni nastanie nowy świat. Pozbawieni nadziei Indianie przyjęli taniec, który zaczął się rozszerzać. Jankesi za wszelką cenę chcieli zdusić ten ruch 28 grudnia 1890r dokonano masakry ponad trzystu tańczących Indian głównie kobiet i dzieci i uważa się iż to był koniec Tańca Duchów Wowoki – jednak nie jest to prawda gdyż tańczono go i później a do lat 80 XX w istnieli jeszcze szamani, którzy znali jego kroki i pieśni.

Dziś wiele ruchów indiańskiego odrodzenia duchowego nawiązuje na różne sposoby do świętego tańca odprawiając podobne ceremonie nie tylko w Ameryce Północnej, ale również w środkowej tańcząc w świętych miejscach by oczyścić i odrodzić ducha świętej ziemi, umocnić dobroczynne duchowe siły by mogły się odrodzić. Święty duchowy taniec oczyszczający ducha i naszą planetę odradza się na wiele zadziwiających się sposobów. Idea jednak pozostaje taka sama, oczyszczenie, odnowienie i wzmocnienie dobrych duchowych sił ziemi prowadzących do zjednoczenia ludzi o dobrych sercach w jedność by odrodził się czysty świat ducha zniszczony przez najeźdźców.

Nasi przodkowie byli częścią tego świata i światło to tli się w naszych sercach, płonie w świętych miejscach i mówi do nas w naszych przejrzystych snach mądrości zsyłanych nam przez naszych Dobrych Bogów. To co możemy zrobić to podsycać je by nabierało mocy i jaśniało, budzić je gdzie tylko możemy. Tylko w ten sposób na duchowym poziomie możemy wyrwać z niewoli najeźdźców nasze serca i umysły powracając do naszych korzeni.

Przypominanie naszej historii, budzenie świadomości jest ważne i pożyteczne, ale nie może nic zmienić dopóki nasze umysły zatrute są sposobem myślenia najeźdźców. Nie możemy nic zmienić myśląc jak najeźdźcy i grając według reguł, które oni ustanawiają. Możemy rejstrować „kościoły rodzimowiercze”, tworzyć „dogmaty rodzimej wiary”, „teologie rodzimowiercze”, tworzyć czy odtwarzać obrzędy, ale to wszystko jest oparte o sposób myślenia i percepcję najeźdźców niszczących i zniewalających naszą duchowość. Nawet gdyby w ten sposób dziś odbudowano wszystkie gontyny i ustanowiono „rodzimowierstwo” religią państwową nic by to nie zmieniło i ani o krok nie przybliżyło nas do naszego ducha ciągle było by to to samo g… tylko w innym opakowaniu.

Duchowe odrodzenie i przetrwanie o którym mówił Brat Kruka to odrodzenie autentycznej duchowości w naszych sercach, nawiązanie autentycznej osobistej więzi z naszą świętą ziemią, przyrodą, naszymi bogami poprzez sny, wizje i duchowe ceremonie płynące z naszego serca nie z zewnątrz. Powrót do patrzenia na wszystko i działanie z perspektywy żywej duchowości a nie mechanistyczne, instrumentalne patrzenie na wszystko typowe dla najeźdźców.

4.7/5 (8 głosów)

Odwiedź stronę autora i pamiętaj by wspierać dobre treści!

W przypadku naruszenia praw autorskich lub licencyjnych prosimy o kontakt

>

Pobierz Deklarację Suwerena II RP

Otrzymasz ją też na swój email


Nie lubimy spamu, zapisując się dołączysz do newslettera i będziemy wysyłać Ci wiadomości zgodnie z polityką prywatności

Pobierz Deklarację Suwerena

Otrzymasz ją też na swój email


Nie lubimy spamu, zapisując się dołączysz do newslettera i będziemy wysyłać Ci wiadomości zgodnie z polityką prywatności

Jeśli chcesz być na bieżąco z tym co robimy...


Nie lubimy spamu, zapisując się dołączysz do newslettera i będziemy wysyłać Ci wiadomości zgodnie z polityką prywatności